sobota, 27 lipca 2013

Nocleg u geja




No dobra. Czas się wziąć za pisanie. Ostatnio nie miałam na to ani chęci, ani specjalnie wolnego czasu, ale dziś poczułam, że koniec leniuchowania.

Droga Charlotte, zapytałaś mnie o stanowisko względem środowisk LGBT (geje, lesbijki, bi, trans), ale ja odniosę się tylko do homoseksualizmu, bo biseksualizm ma się do niego dość podobnie, a środowiska trans są mi słabo znane. Nie chcę się wypowiadać o czymś, o czym nie mam bladego pojęcia.

Muszę przyznać, że ten temat miał być jednym z pierwszych tu poruszanych.Uprzedzam, że wszystko poniżej to tylko i wyłącznie moja opinia, moje zdanie i przypuszczenia. Nie jestem psychologiem, tylko człowiekiem zapytanym o jego stosunek do pewnego zjawiska, które przedostaje się do sfery publicznej, więc nic dziwnego, że próbujemy się do niego ustosunkować i przedstawiamy swoje zdanie. Swoje opinie opieram na doświadczeniu, własnych przemyśleniach, pracach dr Paula Camerona, dr Gerarda van den Aardweg oraz świadectwach "ex-gejów". Przez doświadczenie rozumiem rozmowy z moim najlepszym przyjacielem, który jest gejem oraz moją najlepszą przyjaciółką biseksualistką. Mam też wielu znajomych biseksualistów, choć z nimi na ten temat nie rozmawiałam tak dużo.

Jeśli masz otwarty umysł, czytaj. 


Do dobrze... Homoseksualizm... bolączka naszych czasów, prawda? Ależ homoseksualizm istnieje od tysięcy lat! - to chcesz mi powiedzieć? Racja. Zgadzam się. Nawet Platon miał kochanka. Jednak do niedawana homoseksualizm był zjawiskiem utrzymującym się w sferze prywatnej. Dziś staje się sporem politycznym i nie można już tego zagadnienia ignorować. Próbuje się odpowiedzieć na pytania o przyczyny homoseksualizmu, skutki, sposób traktowania homoseksualistów. Ja też zadaje się te pytania od dłuższego czasu i staram się szukać odpowiedzi. Jak na razie doszłam do takich wniosków.

Przyczyny. Skąd się bierze homoseksualizm? Jest wrodzony czy nabyty? Gdyby był wrodzony, odpowiedź kryłaby się w kodzie DNA. Tymczasem badania nad jednojajowymi bliźniakami wykazały co innego. Podkreślam - jednojajowymi, mającymi ten sam kod DNA. W takim wypadku oboje powinni mieć skłonności homoseksualne. (Badania Michaela Baileya oraz niezależnie od niego Petera Bearmana, jeśli ktoś chciałby wygooglować). Wynika z tego, że nikt gejem się nie rodzi. Dziś jest to jasne, choć w latach 90. miały miejsce 3 podobne eksperymenty w których zaniechano pewnych procedur. Wspomniany Bailey uczestniczył w jednym z nich i stwierdził 50% zgodność, jednak po powtórzeniu badań przy większej liczbie badanych oraz ich losowym doborze stwierdził zgodność zaledwie w 11%. Aby stwierdzić genetyczne uwarunkowania homoseksualizmu zgodność ta musiałby wynosić 100% (ciągle mówimy o tym samym zestawie genów). Te 3 eksperymenty przyczyniły się do powstania mitu, jakoby istniał "gen homoseksualizmu". Został on skutecznie obalony. Homoseksualizm musi być nabyty. 

Mój najlepszy przyjaciel doszedł do podobnych wniosków. Nawet więcej - wskazał mi przyczyny własnego homoseksualizmu. Byłam wstrząśnięta. Gej, który mówi "nie zawsze byłem gejem; wiem, co mnie zmieniło i to nie był mój wybór" był dla mnie czymś nowym. Wcześniej słyszałam tylko "tacy jesteśmy, nie wiemy, dlaczego". Okazało się, że wnioski z samoobserwacji mojego przyjaciela były prawie całkowicie zbieżne z twierdzeniami Gerarda van den Aardweg, doktora psychologii. Wyróżnia on następujące czynniki wpływające na pojawienie się skłonności homoseksualnych:

  1. Zaburzenia relacji rodzic-dziecko. W przypadku chłopca jest to brak ojca lub zainteresowania z jego strony; uwagi, akceptacji, której chłopiec w przyszłym życiu może szukać u innego mężczyzny. Dodatkowo wiąże się to z brakiem wzorca mężczyzny - męża, ojca, głowy rodziny, który dba o jej bezpieczeństwo i potrzeby.Ważna jest też relacja z matką. Jeśli jest ona nadopiekuńcza lub zaborcza może to skutkować niechęcią do kobiet. W przypadku lesbijek, jak się domyślacie, jest trochę na odwrót - brak akceptacji matki, która jest dominującą kobietą w życiu małej dziewczynki, wpływającą na jej postrzeganie siebie jako kobiety oraz ojciec, który wykazuje patologiczne zachowania (jak w przyszłości dziewczyna ma zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie, jeśli w dzieciństwie bała się ojca, symbolizującego w oczach dziecka całą męską społeczność?).
  2. Relacja nastolatka z otoczeniem. Tyczy się to głównie chłopców. Chodzi o wykluczenie z chłopięcej społeczności przez brak akceptacji, wspólnego uczestnictwa w zajęciach typowych dla chłopaków jak sport. Rodzi to poczucie, że "coś ze mną jest nie tak", że "nie jestem wystarczająco męski". Podobnie jak w przypadku braku akceptacji ojca, może to prowadzić zaspakajania swoich potrzeb potwierdzenia wartości w ramionach innego mężczyzny. 
  3. Traumatyczne przeżycie jak molestowanie lub gwałt dokonany przez osobę homoseksualną.
To 3 główne, lecz na pewno nie jedyne czynniki wpływające na ukształtowanie się pociągu do osób tej samej płci. Ponadto dr Aadweg charakteryzuje typową osobowość homoseksualistów (wnioski opiera oczywiście na doświadczeniu; jest czynnym psychologiem). Przede wszystkim są to osoby zamknięte w sobie, o niskiej samoocenie, skłonności do litowania się nad sobą i dziecinności. W związkach szukają wypełnienia pustki. Nie jest to miłość nastawiona na dawanie, lecz wzajemne leczenie swoich kompleksów. Co oznacza dziecinność homoseksualisty? Niedojrzałość do zbudowania relacji z osobą innej płci, relacji odpowiedzialnej, wymagającej zapomnienia o sobie i swojej seksualności na rzecz poznania odmienności partnera, jego potrzeb, sposobu wyrażania miłości. Gdy im się to wskaże, homoseksualiści często  przedstawiają siebie jako ofiary homofobi, nietolerancji, przemocy, najlepiej potwierdzając swoje skłonności do samowykluczania się i stawiania się w roli ofiar. To są cechy wspólne na homoseksualistów wskazane przez dr Gerarda, pod którymi ja się podpisuję. Z własnych obserwacji nie jestem w stanie wykluczyć żadnych z nich, podobnie jak zgadzam się co do czynników wpływających na kształtowanie się skłonności homoseksualnych. 

Czy jest zatem homoseksualizm? Dla mnie odpowiedź jest prosta, choć nie zawsze taka była. Przestałam wierzyć, że używanie odbytu do zaspakajania potrzeb seksualnych jest normą. Przestałam wierzyć, że coś,co nie jest naturalne, jest naturalne, bo tak przegłosowali przedstawiciele WHO. Przestałam wierzyć, że mężczyzna może wyrażać miłość w ten sam sposób, co kobieta i na odwrót. Możecie mnie nazwać homofobem - ale wtedy pomylicie się, bo szczerze kocham i szanuję mojego najlepszego przyjaciela geja i przyjaciółkę bi. Ja jednak i tak będę uważać, że homoseksualizm jest zboczeniem. Akceptując świat takim jakim jest, zachowania homoseksualistów takimi, jakimi są, nie mogę twierdzić inaczej niż, że:
- homoseksualizm nie jest normą (jeśli ktoś ma wątpliwości, to proszę przeczytać hasło słownikowe przy wyrazie norma) 
- homoseksualizm jest zaburzeniem jak obsesje, nałogi, depresja, fobie itp.

Dlatego dziwię się, że został wykreślony z listy zaburzeń psychicznych, bo wszystko wskazuje, że takim zaburzeniem jest i na dodatek... (uwaga, uwaga, teraz to będę posądzona o ciemnogród) ...jest leczony. (Buu... buu... Homofob! Chce ludzi zamykać po psychiatrykach!) Nie chodzi mi tylko o to, że homoseksualizm można leczyć albo mówiąc językiem oświeconej Europy "zmieniać orientację seksualną", ale że JUŻ się to robi. I taka terapia nie polega na powstrzymywaniu pociągu, wstrzemięźliwości, bo takie praktyki mogą tylko pogorszyć sprawę. W takich terapiach chodzi o zrozumienie siebie, swoich odczuć, zranień. Nie zmienia się zachowanie człowieka, ale cały człowiek. Tylko takie leczenie ma sens. Jeśli mi nie wierzycie to zapraszam do zapoznania się ze świadectwami osób, które takie terapie przeszły. Możecie wierzyć w ich wiarygodność, bo część z tych ludzi działa teraz publicznie (więc nie są to historie z palca wyssane). Uważam, że każdy ma prawo decydować o sowim losie. Dlatego złe byłoby zarówno zmuszanie do leczenia, jak i ukrywanie sukcesów terapii. Szkoda, że i tak wiele osób nie rozumie intencji wypowiedzi o terapiach. Pod takimi wpisami zawsze znajdzie się mnóstwo komentarzy, jakoby autor chciał leczyć kogoś z wrażliwości, zamykać w szpitalach lub szerzyć poglądy średniowiecza. Przeciwstawię temu jedno: te terapie działają i pomagają ludziom, którzy chcą się zmienić. Nikt nikogo nie zmusza.

Napisałabym jeszcze o kwestii politycznej i społecznej homoseksualizmu, ale może zostawię to na inny post. Na pewno jest to sprawa wielowymiarowa i ciężko wszystko przedstawiać w jednym wpisie. Myślę, że napiszę też osobno o tolerancji, bo to pojęcie stało się ostatnimi czasy bardzo... zabawne. Trochę mnie już ten temat nudzi, ale chyba napiszę kiedyś o tym ulubionym przez tyle środowisk słowie.

Jeśli kogoś uraziłam tymi słowami, to radzę się zastanowić, czy nie przeinaczyliście w swoim umyśle znaczenia słów: opinia, wolność słowa, tolerancja, fobia. Nie będę nikogo przepraszać z góry, bo nie mam za co. Zachęcam do komentowania. Chętnie poznam Waszą opinie, bo jak wspomniałam, to moje obecne wnioski, wciąż szukam niektórych odpowiedzi. Proszę o kulturę i argumentację. W zakładce "tematy" możecie zgłosić zagadnienia, które Was interesują, jeśli oczywiście jesteście ciekawi, co jakaś dziewczyna z internetu, która nie istnieje w żadnej sferze społecznej, medialne czy politycznej, ma do powiedzenia.

Miłego dnia życzę :)




poniedziałek, 8 lipca 2013

Przystanek Malta



Witam serdecznie! No wreszcie wróciłam. Dziś wybierzecie się razem ze mną na Maltę. Post może się okazać przydatny dla osób planujących skorzystać z kurów j. angielskiego za granicą. Fasten your seat belts! Wyruszamy

...czyli jak Kyra zaczęła wakacje.



Dzień pierwszy... hm... nigdy wcześniej nie leciałam samolotem, ani nie wyjeżdżałam samodzielnie za granicę. Moje wrażenia? Nie sądziłam, że to będzie takie banalne. Lot samolotem? Prawie jak podróż autobusem. Nad Polską zawsze turbulencje. Nic nowego. Czyżbyśmy nawet w powietrzu mieli dziury? :)

Zakwaterowanie - host family.

Mieszkałam u rodziny w typowej willi maltańskiej. Polecam ten rodzaj zakwaterowania. Czułam się jak w takim bardziej osobistym, małym hotelu. Dużo swobody, ale również miła atmosfera i domowe obiadki - idealne połączenie, prawda? Wychodzenie wieczorem? Główna zasada - wracaj przed 23. Przez pierwszy tydzień w pokoju obok mieszkały 2 Francuzki, drugiego dnia przyjechała Rosjanka (Moja Kochana Rosjanka), tydzień później Niemka i 2 Włoszki, czyli w miejscu zamieszkania, jak i w szkole językowej międzynarodowe towarzystwo. Rodzina bardzo pomocna, serdeczna (moja host mama była dla mnie trochę jak ciocia).

St. Paul's Bay

Kurs - szkoła Sprachcaffe.

Po pierwsze polecam kursy za granicą.
Po drugie polecam kursy (angielskiego) na Malcie.
Po trzecie polecam Sprachcaffe.
Po czwarte polecam koniecznie kurs intensywny.

Kurs intensywny to 6 godz. lekcyjnych każdego dnia. Lekcje są prowadzone prze native speakerów. Grupy liczą do 15 osób. W mojej grupie na kursie standardowymi miałam 3 Rosjan, 2 Włochów i 8 Niemek. Rosjanie, Włosi i Niemcy - 3 nacje, które zdominowały kursy na Malcie. Nic dziwnego, że ciężko ich było rozdzielać do różnych grup. Na intensywnym: Koreańczyk, Włoch, Szwedka i 6 Niemek. Oczywiście lekcje prowadzone były tylko w języku angielskim.

Muszę przyznać, że zalety tego kursu są dostrzegalne już po pierwszych dniach. W szkole źle uczymy się języków! Traktujemy je jak naukę, wiedzę, a tym czasem jest to nic innego jak umiejętność. A żeby opanować umiejętność potrzeba praktyki. Jak małe dzieci uczą się swojego ojczystego języka? Najpierw słuchają, dużo słuchają. Potem zaczynają powtarzać to, co słyszą. Pisanie jest końcową zdolnością językową. Jak w Polsce (i nie tylko) uczymy się języka? Zaczynamy od pisania, wkuwamy zasady gramatyki(!), uczymy się słówek z list, słowniczków pod koniec działów. Znamy zasady gramatyki, ale nie potrafimy ich stosować, bo nigdy nie musieliśmy tego robić. O ile na lekcjach w Polsce nie mamy czasu poświęconego tylko konwersacji, jedyną sytuacja, gdzie wykorzystujemy poznaną gramatyką jest pisanie albo rozwiązywanie zadań. Co Ci się bardzie przyda w przyszłym życiu - przekształcanie zdań twierdzących na pytania czym może praktyka w prawdziwej, niewymuszanej konwersacji?

Właśnie możliwość takie dyskusji oferowała nam szkoła. Tematy były różnorodne: od mocy superbohaterów po pojęcie moralności. Szczególnie podobał mi się intensywny kurs, bo polegał prawie wyłącznie na rozmowie lub omawianiu czytanego tekstu. Bariera językowa jest przełamywana w ciągu paru dni. Przestajesz tłumaczyć z polskiego na angielski, a zaczynasz MYŚLEĆ w obcym języku. Kiedy na jednaj z dyskotek poznałam 2 Polaków ciężko mi było ich zrozumieć. Mówili do mnie po polsku, a ja? odpowiadałam na angielsku. Ciekawe zjawisko, prawda?

Czas wolny, czyli nie tylko nauka.
Sprachcaffe pod tym względem bardzo mnie zaskoczyło, pozytywnie. Codziennie mieliśmy po 3 lub 4 zajęcia, większość wliczonych w cenę, w tym:
-3 wycieczki - Vallatta (stolica), Mdina (urokliwe miasteczko) i jedna wycieczka do wielu miejsc ( m. in. Blue Grotto, targ rybny Marsaxlokk, Golden Bay - piaszczysta plaża)
-2 dyskoteki
-zajęcia na basenie - gimnastyka wodna i wodna polo
-bingo
-zajęcia integracyjne takie jak wieczór filmowy czy konkurs fotograficzny

Moja kochana Valletta

Ponad to wiele płatnych atrakcji: 2 imprezy na łodzi, wycieczki do Sliemy, jazda konna, rejsy na okoliczne wysepki, wyjścia do kina ect. Tylko ostatnia wycieczka była obowiązkowa. Reszta - chcesz jechać to jedz, nie to nie. Mogłabym określić te wakacje jako wpółzorganizowane. Szkoła jak i rodzina goszcząca pozostawiała nam dużo swobody. I to pojawia się coś, o czym muszę wspomnieć.
Opiekunowie grup oraz nauczyciele nie reagowali na palenie w pobliżu szkoły czy tym podobne rzeczy. Dużo uczniów mieszkających w hotelu nie przychodziło na zajęcia, bo w nocy pili albo palili trawkę i następnego dnia do niczego się nie nadawali. Bardzo mnie to irytowało, szczególnie że szkoła przysyłała uczestnikom materiały z m. in. regulaminem szkoły. To z całą pewnością słaba strona szkoły, może tylko te konkretne na Malcie w St. Paul's Bay.
Za to kocham Mdinę.

Mdina nocą.


Co do samej Malty...
W pierwsze 2 dni przesypiałam godz. 12-14, gdyż upał był okropny. Potem jakoś się do tego przyzwyczaiłam. Mimo, że czasem jest po 30 stopni, temperatura odczuwalna jest znacznie niższa przez działanie marskiej bryzy. Kiedy wróciłam do Polski okazała się, że upał tutaj jest bardzie nieznośny; dodamy do tego jeszcze komary i piekło gotowe. Na Malcie najbardziej brakowało mi zieleni. Dominują twardolistne niewysokie rośliny - palmy, niskie drzewa liściaste i iglaste, kaktusy oraz krzewy z przepięknymi kwiatami. Kwiaty rekompensowały mi małą ilość zieleni. Były bardzo duże, wyraziste, w mocnych odcieniach czerwieni, fioletu, pomarańczy... Architektura zwala z nóg. Na dole zamieszczę parę fotografii, więc opisy są zbędne. Malta urzekła mnie chyba bardziej niż włoska Wenecja, gdyż e piękno jest bardziej subtelne, nieoczywiste, pozostawiające wiele do odkrycia. Plaże skaliste, bardzo rzadko piaszczyste; woda przejrzysta, ciepła i oczywiście o wiele bardziej słona od Bałtyku. Natomiast ludzie sprawiają bardzo miłe wrażenie, są pomocni i otwarci (trochę jak Włosi). Kuchnia - trochę jak połączenie brytyjskiej, włoskiej i miejscowej, czyli na śniadanie tosty, ale na kolację makaron albo ryba. Dobra komunikacja miejska.


Balkony w Vallecie



Balkony, wszędzie balkony...




10 rzeczy, które musisz wiedzieć o Malcie:

- Ceny trochę wyższe niż w Polsce (waluta €)
- Maltańczycy jeżdżą po lewej stronie jezdni a Brytyjczycy, ale prowadzą jak Włosi
- W drzwiach wejściowych do domów zazwyczaj nie ma klamek. Bez klucza lepiej nie wychodzić :) (Malta, go home, you're drunk!)
- Kobieto, zanim polecisz na Maltę, wyposaż się w poradnik "Sto sposobów na spławienie Maltańczyka"
- Kobieto, na murzynów poradnik nie wystarczy, bierz łapkę na muchy, żeby się od nich odpędzać.
- Na Malcie jest 365 małych kościółków katolickich - po jednym na każdy dzień roku!
- Na Malcie nie da rady się zgubić - próbowałam, wyspa jest za mała.
- Cała wyspa to jedne wielkie muzeum.
- Typowy przekrój turystycznego miasta: chińska restauracja, sklep z pamiątkami, chińska restauracja, koreańska restauracja, kafejka, chińska restauracja, hotel, japońska restauracja.... polska restauracja?!
- Większość turystów na Malcie to uczniowie wakacyjnych szkół języka angielskiego.

To co mi się podoba w kulturze maltańskiej - festyny ludowo-religijne

Podsumowując - mój najlepszy wakacyjny wyjazd łączący naukę i opychanie się pysznymi maltańskimi ciastkami przerywane kąpielami w morzu (głównie na lody i ciastka wydawałam pieniądze). Dużo do zwiedzania, dużo do odkrywania, dużo do pokochania. Macie moją rekomendację.

A jak wy zaczęliście wakacje? Chcę wiedzieć!

Następny post prawdopodobnie o homoseksualizmie. Oj, dużo tego będzie. Zaczęłam już go pisać, ale raczej szybko się nie pojawi. Mam dużo roboty na Podświecie. Do "zobaczenia" przy następnym wpisie. Miłego dnia :D



piątek, 21 czerwca 2013

Wyruszamy w podróż



Wyruszamy? No tak - my wszyscy, choć w sensie fizycznym tylko ja. Jutro czeka mnie zderzenie ze słonecznym życiem Malty. W sumie nie mam nic przeciwko słońcu, póki słupek rtęci na termometrze nie sięga magicznej granicy 25 stopni. Chyba pozdejmuję wszystkie termometry w St. Paul's Bay. Niewiedza jest błogosławieństwem. St. Paul's Bay... to tam sobie uciekam na 2 tygodnie. Miejmy nadzieję, że będę miała trochę czasu na pisanie. Chcę w końcu opublikować nowy post na Podświecie. Ale wróćmy do początku - linii startu.

Być może czytają to osoby, które nie znają mnie z Podświata. Wypada mi trochę o sobie opowiedzieć. Nie za wiele oczywiście, bo co człowiek może o sobie powiedzieć? Najlepiej robią to jego czyny i słowa. Tak ogólnie to:

Jest osobą wierzącą. Zaznaczam to na początku, bo może to być dla Was dość przydatne (jeśli chcesz się ze mną pośmiać z katolików w komentarzach, lepiej zrezygnuj).

Mam mnóstwo zainteresowań, jednak w żadnej dziedzinie nie jestem wyjątkowa. Lubię pisać (wiersze i proza), rysować/ malować, gram na keyboardzie.

Sporo czytam, Jakie książki? Przede wszystkim fantastykę baśniową, chińskie i japońskie powieść obyczajowe, trochę horroru, filozofii (szczególnie filozofia religii) i polityki (o moich poglądach niedługo poczytacie, w skrócie: raz sierpem, raz młotem w czerwoną hołotę).

No właśnie, jak już o tym mówimy, to lubię poznawać nowe języki, alfabety, ogólnie kultury. Nie znam wielu języków, tylko angielski, niemiecki, odrobinę włoskiego, łaciny i japońskiego. Wspomnę, że nauczyłam się kiedyś fikcyjnego języka quenya (Władca Pierścieni, Tolkien, elfy - te sprawy) i tengwaru Feanora (na pewno przyda mi się to w życiu!), alfabetu Morse'a, fenickiego i runicznego. Chciałabym poznać bliżej kulturę Gruzji, krajów skandynawskich, Irlandii, Chin, może Japonii. Jak na razie czeka na mnie Malta (Maltese! Get ready, I'm coming!!!)

Mimo, że lubię poznawać obce kultury, czuję się bardzo związana z Polską. Można mnie chyba określić mianem nacjonalistki (nie, nie należę do ONR-u ani Młodzieży Wszechpolskiej).

Muzyka... zazwyczaj, gdy poznajemy inne osoby, pytamy o ulubione gatunki lub zespoły. W sumie mogę słuchać każdego gatunku, byleby utwory prezentowały sobą pewien poziom artystyczny. Faworyzuję oczywiście pewne muzyczne kierunki, jednak nie narzucam sobie żadnych ograniczeń. Tak więc na co dzień słucham głownie metalu (raczej power metal, symfoniczny, folk; czasem trash i heavy, nie cierpię death metalu i metalcoru) rocka (głównie hard rock - Led Zepplin forever!, amerykański, trochę japońskiego, czasem punk, ale to okazjonalnie),  muzyki filmowej, klasycznej (nie powiem, że często, ale z ogromną przyjemnością). Jednakże potrafię docenić konkretnych twórców lub utwory innych gatunków.  Tak więc mogę słuchać nawet rapu (Eminem :D tudzież płyta Równonoc), popu (głównie starszego, współcześnie Lady Gaga miała kilka dobry kawałków), bluesa (kochamy Ryśka z Marmolady) czy jazzu. Chyba nigdy nie polubię techno i screamu, ale poza tym jestem otwarta na nowości.

Parą ciekawostek o mnie:
- przez prawie 3 lata ubierałam się niemalże wyłącznie na czarno, teraz wracam do kolorów.
- chodziłam do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne (lol no nie?).
- w podstawówce trafiłam do pedagoga za podrzucenie koleżance kartki z napisem (po łacinie): śmierć nadejdzie nie dając się wyśledzić.
- chodziłam na oazie chrześcijańskiej  w czarnym gorsecie, ćwiekach i glanach.
- lubię fizykę (Cyborg! Cyborg!)
- po obejrzeniu Death Note uzależniłam się od czekolady
- ktoś się w mnie zakochał... dziewczyna. Ratunku!!!


To tyle na dziś. Lecę (dosłownie) przywitać fale Morza Śródziemnego. Do zobaczenia za 2 tygodnie, może mniej. Jak wrócę, napiszę trochę o Malcie, kursach angielskiego za granicą i samodzielnych wyjazdach. Miłego dnia. A i jeszcze coś. Komentarz mile widzialny. No wiesz, skoro już przeczytałeś :D



sobota, 15 czerwca 2013

Linia Startu


Dzień dobry.

Witam zarówno tych, którzy spotykają mnie po raz pierwszy (miło mi) jak i stałych bywalców Podświata. Dziś macie okazję zobaczyć Nadświat.

Czym jest Nadświat? Dlaczego powstał? Z czym się na nim spotkacie?

Nadświat w przeciwieństwie do Podświata będzie miejscem bardziej prywatnym, poświęconym hm... mojej osobie. Och wiem. Cóż za narcyzm! - powiecie zapewne. Otóż nie. Stworzenie Nadświata zostało niejako na mnie wymuszone. Jest parę osób, które chcą się czegoś o mnie dowiedzieć. Zbyt często rozpisywałam się pod nowymi rozdziałami na Podświecie. Teraz widzę, że brakowało mi miejsca na przemyślenia. Od tego zaczniemy.

Przemyślenia. Będę tu przedstawiać Wam moje zdanie na różnorodne tematy. Będzie to dobra okazja do dyskusji, polemiki. Tematów może być tak dużo, jak bywalców bloga i więcej. Z chęcią odniosę się do tematów przez Was wskazywanych w zakładce "tematy" (co za odkrywcza nazwa). Nie narzucam Wam ani sobie żadnych ograniczeń kategorii zagadnień.

Myślę, że wykorzystam też ten blog jako formę pamiętnika. Nie martwcie się. Nie będę Was zanudzać jakimiś szczegółami z mojego życia. Raczej skupię się na czymś, co nas wszystkich może zainteresować.

Z całą pewnością posty nie będą się ukazywać często. Podświat wciąż jest moim priorytetem. Ten blog to taki mały eksperyment. Jeszcze nad nim pracuję. Zobaczymy jak wyjdzie.

Mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce. Życzę Wam wszystkim miłego dnia.